Dwa lata, które Justyna spędziła w sekcie, dziś wydają się jej koszmarnym snem. Dziewczynie udało się uciec, ale wciąż boi się zemsty ludzi, których uważała kiedyś za przyjaciół. Mimo to postanowiła opowiedzieć swą dramatyczną historię. Rok temu wraz z mamą i maleńką córeczką 23-letnią Justyna Z. w popłochu uciekała z rodzinnego Poznania. Członkowie jednej z najgroźniejszych sekt w Polsce, do której wcześniej należała, nieustannie ją nękali, grożąc porwaniem dziecka. – Boję się o córkę – mówi pani Maria, matka dziewczyny. Wciąż nie może otrząsnąć się z tamtych przeżyć.
Oni byli tacy dobrzy
To było cztery lata temu. Justyna skończyła właśnie 20 lat i nie dostała się po raz kolejny na studia. Pomyślała, że Boga nie ma i że nie widzi przed sobą żadnych perspektyw. – Nie wiedziałam, z kim o tym porozmawiać – wspomina. – Wydawało mi się, że rodzice, wiecznie zajęci pracą, nie rozumieją mnie. Któregoś dnia, gdy siedziała zamyślona w parku na ławce, przysiadło się do niej dwoje młodych ludzi chłopak i dziewczyna.
Zagadnęli ją i sama nie wiedząc kiedy, opowiedziała im o swoich problemach. – Wzbudzali zaufanie. Byli tacy serdeczni, tacy dobrzy. Umówiliśmy się na następny dzień. Po kilku spotkaniach zaproponowali, żebym wybrała się z nimi w Bieszczady. Nie wahałam się ani chwili. Pani Maria przypomina sobie, że z tego wyjazdu Justyna wróciła zupełnie inna – milcząca i obojętna na wszystko. – Parę razy widziałam, jak płakała mówi matka. – Nie chciała rozmawiać o pobycie w górach. Odtąd często znikała z domu na kilka godzin, nie tłumacząc, gdzie i po co wychodzi. Po tygodniu zaczęła się bez słowa pakować. Rodzice nie chcieli jej pozwolić na kolejną eskapadę. Pokłóciła się wtedy z nimi. Wykrzyczała, że kieruje nimi szatan i dlatego zabraniają jej spełniać „prawdziwe powołanie człowieka”. W nocy uciekła z domu. Zadzwoniła po tygodniu, mówiła, że jest szczęśliwa. Nie chciała powiedzieć, gdzie jest. Rodzice próbowali to ustalić. Zwrócili się o pomoc do policji i znajomych. Bez skutku.
Nie poznała własnego ojca
Dopiero po 10 miesiącach poszukiwań ojciec dziewczyny spotkał ją w Częstochowie. Była w takim stanie, że go nie poznała! Płacząc, namawiał córkę do powrotu, ale była zimna i stanowcza. – Mąż strasznie to przeżył… – pani Maria nie może opanować łez. – Miesiąc później zmarł na zawał serca. Dziś Justyna twierdzi, że to guru zabronił jej kontaktować się z rodzicami i znajomymi. – Kazał żebrać na ulicy i zabierał wszystkie pieniądze – wspomina. Musiałam współżyć seksualnie z mężczyzną, którego mi wyznaczył. Nie wiem, jak by się to wszystko skończyło, gdybym… nie zaszła w ciążę.
Córkę urodziła w domu na wsi, w którym zamieszkiwała wraz z 12 innymi osobami. Guru nie pozwolił zarejestrować dziecka. – Najgorzej było, gdy Martusia chorowała – mówi Justyna. – Na drobne przeziębienia wystarczały domowe sposoby. Ale gdy miała osiem miesięcy, dostała zapalenia oskrzeli. Nie mogłam patrzeć, jak się dusi i zaczyna sinieć. Zawinęłam małą w koc i skłamałam, że wychodzę z nią na spacer. Pojechałam do szpitala.
– O tym, że córka jest w szpitalu, dowiedziałam się dzięki wyjątkowemu zbiegowi okoliczności właśnie w tym szpitalu pracowała moja dobra znajoma-wspomina pani Maria. – Pojechałam tam natychmiast po telefonie od niej i przywiozłam Justynę do domu.
Czy kiedyś dadzą mi spokój?
Na początku z dziewczyną w ogóle nie można było się porozumieć. Matka postarała się o dobrego psychologa, który dużo z nią rozmawiał. – Pamiętam, jak bardzo ucieszyłam się, gdy po raz pierwszy twierdząco odpowiedziała na moje pytanie, czy zrobić jej szarlotkę – wspomina.
Ale prawdziwy przełom nastąpił przed Wigilią. – Przywiozłyśmy właśnie Mamusię ze szpitala – mówi pani Maria. – Przyszła też moja mama. Usiadłyśmy wszystkie do stołu, zaczęłyśmy łamać się opłatkiem. I wtedy coś w Justynie pękło! Rozpłakała się, a ja mocno ją przytuliłam…
– Pomyślałam wtedy o ojcu – wspomina Justyna. Dotarło do mnie, że nie ma go z nami przeze mnie. Od tego czasu minęły dwa lata. Justyna powoli wraca do normalnego życia – stara się nadrobić utracony czas, Znalazła pracę w sklepie, myśli, by dalej się uczyć. – Najbardziej zależy mi na tym, żeby moja córeczka miała szczęśliwe dzieciństwo – mówi. – Tak bardzo się boję, że ludzie z sekty mogliby ją skrzywdzić. Czy kiedyś dadzą nam wreszcie spokój? Czy już zawsze będę musiała przed nimi uciekać… ?