Kasia musiała być niezłą uczennicą, jeśli z małej wsi położonej kilkaset kilometrów od Krakowa przyjechała tu na studia i rozpoczęła je na Akademii Rolniczej, na wydziale ogrodnictwa. Był rok 1995. Zamieszkała u swojej cioci.
Niestety, nie powiodło jej się – już po I roku oblała egzamin z botaniki. Jako że jeszcze w liceum miała dość poważne kłopoty ze zdrowiem, poszła na urlop zdrowotny. Została w Krakowie, pracowała w Mac’Donaldsie. Po roku znów wróciła na studia, znów oblała botanikę i zdała ją dopiero w sesji jesiennej. 1 października 1997 r. wyprowadziła się od cioci i zamieszkała w dwuosobowym pokoju przy rodzinie. Znacznie dalej od uczelni, miała też gorszy dojazd. Rodzicom powiedziała, że chce się usamodzielnić. Gdy w grudniu tegoż roku przyjechała na święta Bożego Narodzenia do domu, dużo mówiła o wierze, cytowała Pismo Święte, wspominała, że chce rozpocząć studia na Papieskiej Akademii Teologicznej. O tym, że niewiele wcześniej zrezygnowała ze studiów na ogrodnictwie, rodzice dowiedzieli się dopiero w styczniu następnego roku, gdy przyszło na ich adres pismo z Dziekanatu AR. Zaraz potem, w rozmowie telefonicznej okazało się, że Kasia, mimo porzucenia studiów, postanowiła pozostać w Krakowie. Zmieniła też adres. Gdy po kilku miesiącach odwiedziła ją tam mama, zobaczyła, że Kasia mieszka w domu, w którym nie ma łazienki, ciepłej wody, a ubikacja jest na zewnątrz. Dowiedziała się również, że Kasia zapisała się na roczny kurs public relations, a od listopada zamierza na ulicy sprzedawać kadzidełka. Dziewczyna przestała utrzymywać kontakty z ciotką, a i do domu nie przyjeżdżała. Od czasu do czasu telefonowała lub pisała krótki list. Często prosiła o pieniądze. Sporo chorowała, mówiła, że to przeziębienia. Gdy rok później, pod koniec października 1999 r., ponownie odwiedziła ją mama z zamiarem nakłonienia do powrotu do domu, Kasia pokazała jej korale do mantrowania mowiąc, że modli się na nich. Przyznała się też, że jest związana z Misją Czaitanii. W listopadzie podjęła pracę w drukarni jako kucharka i wkrótce zamieszkała w ośrodku Misji. W Wigilię Bożego Narodzenia 1999 r. zadzwoniła z życzeniami do cioci i powiedziała, że jest szczęśliwa, bo wydaje się jej, że znalazła swoje miejsce w życiu.
Zobacz również: Czy sekty są przykrywką do działalności amerykańskiego wywiadu? Sekty jako narzędzie obcych służb wywiadowczych
Nim skończył się rok, straciła pracę w drukarni i po prawie dwuletniej nieobecności, na początku stycznia 2000 r., przyjechała do domu. Na rodzicach sprawiła wrażenie osoby cofniętej w rozwoju umysłowym. Przestraszyli się. Miesiąc później znowu przyjechała. Była jakby zalękniona, pytała, czy w domu wszystko w porządku. Przyznała się, że została wyrzucona z Ośrodka Misji. W ciągu godziny musiała się spakować i wyjść. Wróciła do dawnego lokum. Do domu przyjechała, by odpocząć i się wyspać. Pod pretekstem, że chce dokończyć kurs prawa jazdy, wróciła do Krakowa. Później dzwoniła do domu z coraz to nowego miejsca w Polsce. Jak wskazują notatki, jej podróże związane były z przyjazdem ze Stanów Zjednoczonych jednego z mistrzów. 1 kwietnia znów przyjechała do domu rodzinnego, była zmęczona i przeziębiona. Po kilku dniach skontaktowała się z jednym z Ośrodków Misji. Mimo to, rodzicom udało się przekonać Kasię do pozostania w domu. W czerwcu podjęła pracę w pobliski miasteczku, w księgarni. Wkrótce zaczęła się czegoś obawiać, czuła się obserwowana. Na początku sierpnia wyjechała do jednego z Ośrodków Misji. Wróciła uspokojona. Dużo spała. 21 sierpnia wyjechała na zjazd. Wieczorem zadzwoniła do domu mówiąc, że już jest na miejscu. 25 sierpnia zadzwoniła z życzeniami do ojca. 30 sierpnia rano znów zatelefonowała mówiąc, że plecak z rzeczami i pieniądze zostawiła w ośrodku a sama wraca do domu. Będzie wieczorem. Wieczorem zadzwonił policjant – Kasię znaleziono powieszoną w miejscowości oddalonej o 40 kilometrów od domu. Policja z braku dowodów udziału osób trzecich umorzyła postępowania.
Zobacz również: Instrukcje zarządzania sektą ukrywane przez kościół mormonów. Wewnętrzne podręczniki i instrukcje w kościele mormonów
W plecaku Kasi znalazło się między innymi bardzo starannie napisane oświadczenie: „Oświadczam, że moje czynności i osobiste zaangażowanie w Instytucie Wiedzy o Tożsamości Misji Czaitanii jest dobrowolne. Chętnie angażuję się w różny typ czynności na tyle, na ile jest to możliwe przeze mnie do wykonania, gdyż widzę potrzebę pomocy w szerzeniu tego typu działalności. Głównym celem Instytutu Wiedzy o Tożsamości Misji Czaitanii jest zaproponowanie ludziom nawiązania relacji z Bogiem, która prowadzi do szczęśliwego i pełnego życia, nez niepotrzebnego doświadczenia cierpień różnego rodzaju. Każdy człowiek rozważa indywidualnie swoje pragnienia i ma pełne prawo do podążania za nimi. Ja także podążam za swoimi pragnieniami pomocy innym ludziom, gdyż odczuwam taką potrzebę.”
Pod imieniem i nazwiskiem Kasia wpisała numer dowodu osobistego. Na oświadczeniu nie zamieściła żadnej daty.
opr. I. B.